25 stycznia 2015

15 minut do zmiany, motywacji, odchudzania i nie tylko

Technika 15 minut

W artykule – minithriller psychologiczny trzymający w napięciu do ostatniej chwili, 15-minutowa technika na zmianę życia, ciała i poczucia własnej wartości, a także o tym, jak oszukać przeznaczenie i co zrobić, aby chciało się tak, jak się nie chce.

Gdy ocknął się z głębokiego zamyślenia, był w jakby innej, starej rzeczywistości. Patrzył na otaczającą przestrzeń i nie do końca wiedział, czy to prawda, czy jakaś cholerna halucynacja. Był w świecie swojego młodości, ale był dorosły, dojrzały. Na babcinym podwórku grzebał przy starym motocyklu, który pyrkał jak stary traktor. Woń spalin spowodowała, że się uśmiechnął, poczuł wolność w powietrzu. Miał na sobie dżinsy, w które wchodził lata temu i umięśnione ramiona. Czuł szczęście, lekkość, wolność. Przez otwarte okno dobiegał dźwięk telefonu, dźwięk „dryń dryń” zapamiętany z dawnych lat. Odruchowo sięgnął do kieszeni po iPhone’a, ale jedyne, co wyciągnął to dwie zgniecione gumy balonowe Donald z rozkwaszoną w tym momencie twarzą kaczora.

W tej sekundzie usłyszał też ciepły głos babci, który oznajmiał, że podwieczorek już czeka a placek śliwkowy jest jeszcze ciepły. Spociły mu się dłonie. „O co, do cholery, chodzi?” Postanowił spojrzeć w lusterko starego Junaka. Przeczuwał, że będzie musiał zmierzyć się z czymś, co go zaskoczy, może wystraszy a może wręcz zabije.

Popatrzył.
Nie było tam nic. Nic. Żadnego lustrzanego odbicia.
Obudził się.
Zlany potem.
Już wiedział, co ten sen znaczył. Nigdy nie wierzył w sny, ale dziś nie wątpił jakie sygnały daje mu jego podświadomość.
To wtedy zrezygnował z siebie, stracił siebie.

Już wiedział, że nie pójdzie dziś do pracy, w której harował 12 godzin przez 6 dni w tygodniu, do szefa, który nakręcał co dzień wyścig szczurów wśród jego koleżanek i kolegów. Nie wróci do beznamiętnego laptopa, który był przyczyną jego zmęczenia i nadwagi. Nie będzie wierzył w to, że na starość ZUS spełni jego marzenia. Co zrobi jeszcze dziś? Nie wiedział, ale na pewno nie to, co robił przez ostatnie 15 lat.
Jak będzie stary, jego marzeniem może być przecież jedynie samodzielne korzystanie z toalety.

Wiedział, że to w tamtym momencie, który mu się przyśnił miał marzenia, miał plan na życie, miał fantazje, fascynacje, namiętności, małe naiwności.
Dziś był tylko robotem korporacji, któremu mózg przerobiono na maszynkę do wykonywania mało ambitnych zadań. Dziś się bał. Bał się żyć inaczej niż jego szwagier, siostra, znajomi.
Teraz jednak oświeciło go, że najbardziej na świecie boi się pozostać panem Nikim, tym brakiem lustrzanego odbicia i symbolem wyparowanych marzeń. Chciał bardzo odzyskać jedną ważną rzecz. Siebie. I odbicie w lustrze.

4 do 6 godziny – tyle podobno średnio spędzamy dziennie przed telewizorem lub nic nie znaczącymi treściami w internecie.
3 miesiące – tyle, według badaczy spędzamy w toalecie podczas całego naszego życia.
6 tysięcy godzin – tyle spędza mały Polak (między 7 a 14 rokiem życia) w szkole.

Badacze doszli do oszałamiającego wniosku. Nie ilość i długość, a jakość się liczy.

Na co zwykle poświęcamy 15 minut w ciągu dnia?
Na seks. 15 minut – tyle trwa seks przeciętnego Polaka.
Na ugotowanie szybkiej potrawy. 15 minut – w takim czasie Jamie Oliver jest w stanie upichcić co najmniej setkę znakomitych potraw (nie mówiąc o półfinalistach programów kulinarnych).
Na sprzątanie. 15 minut – tyle starczy na ogólne posprzątanie małego pokoju lub samochodu.
Na Facebooka. 15 minut starczy na założenie konta na portalu społecznościowym lub przeanalizowanie, co wirtualnie robi dwudziestu znajomych.
Na powrót z pracy do domu. Co najmniej 15 minut trwa droga z domu do pracy lub z powrotem, która może – w przypadku niektórych Polaków – przeciągnąć się do 2 godzin.
W 15 minut można też zrobić makijaż, sformatować dysk lub przeczytać dwa rozdziały książki.

15 minut to nie jest dużo. Świadome, zaplanowane 15 minut dziennie, już po miesiącu może przynieść zaskakującą zmianę, po roku kolosalną.

Jeśli nie masz 15 minut dla siebie, to znaczy, że nie masz życia.

Poświęcając 15 minut dziennie przez cały rok na naukę języka obcego, robienie brzuszków, obsługę photoshop’a, ćwiczenie jogi, zjednywanie sobie ludzi po roku czasu możesz naprawdę świetnie mówić nowym językiem, mieć piękną rzeźbę brzucha, profesjonalnie obrabiać grafikę, mieć spokój wewnętrzny i sporo oddanych znajomych.

Nie ma sensu planować wielkich zmian. Nie ma sensu życzyć komuś spełnienia marzeń. Spełnianie marzeń jest mrzonką, bo my na ogół zupełnie nie wiemy, czego chcemy albo bardzo się mylimy co do tego, czego tak naprawdę chcemy.

Ktoś chce pieniędzy.
Ktoś odwzajemnionej miłości.
Ktoś nowej pracy.
Ktoś ciuchów dobrej marki.
Ktoś inny nie chce zmarszczek.


Prawda jest taka, że w głębi duszy zawsze, wszyscy chcemy poczucia szczęścia i własnej wartości a pieniądze i uroda mają nam to dać.

Paradoksalnie przeciwieństwem szczęścia nie jest nieszczęście, tylko nuda, rutyna i bierność.
Przeciwieństwem poczucia wartości nie jest brak wartości, tylko brak poczucia czegoś, co odczuwamy jako wartość.
W jednym i drugim przypadku chodzi więc o odczuwanie, odczuwanie jest zależne od działania lub zaniechania czegoś. Zawsze jesteśmy podmiotami tego, co robimy w danym momencie, w danym okresie swojego życia.

Błędy w motywowaniu się:
1. Za duże cele.
Ciężko jest nam motywować się do sportu, nauki, pracy nad związkiem, bo na ogół widzimy to i traktujemy jak orkę na ugorze – coś długiego, nudnego i nieowocnego.

2. Brak istotności celu.
Kolejne przedsięwzięcia, wyzwania, poświęcenia wyjdą tylko wtedy, gdy potrafimy odpowiedzieć sobie na pytanie: po co? dlaczego?
Dlaczego mam schudnąć? Jaki jest większy sens rzucania palenia? Po co mam kończyć studia?

3. Za łatwo.
Gdy jest za łatwo, zadanie staje się obowiązkiem, nie wyzwaniem.

Pułapka osiągania tak zwanego „sukcesu”.
Ludzi nie można mierzyć tą samą miarą. Różnice w temperamencie, wrażliwości, dotychczasowych przeżyciach i potrzebach powodują, że sukcesem dla jednej osoby będzie otworzenie biznesu, dla innej umiejętność wypoczywania i osiągania wewnętrznego spokoju.
Z tego punktu widzenia, człowiekiem sukcesu był tak Steve Jobs, jak i Matka Teresa.

Tym stwierdzeniem chciałam także podsumować artykuł. Co prawda słowo sukces jest dla mnie zbyt cukierkowe i plastikowe, zbyt wyświechtane i zbyt kojarzone z wielkimi czynami, niemniej – w Nowym Roku, życzę Wam Sukcesów na Waszą miarę, siły i energii równoważonej cierpliwością i spokojem. Życzę też przychylności ludzi, których co dzień widujecie w pracy, z którymi obcujecie, których mijacie na ulicy. To przecież siłą relacji tworzymy jakość życia.